" Wszystko ma swój początek w dzieciństwie"...
"Szanuj ojca swego i matkę swoją"- znacie to powiedzenie? Mając 33 lata zastanawiam się o głębokim znaczeniu tych słów.
Czy w byciu ojcem a co za tym idzie szacunek za to ma być ograniczony do samego faktu zostania nim?? Czy w byciu matką wystarczy wydać na świat dziecko? Czy zapewnienie podstawowych rzeczy w funkcjonowaniu małego dziecka czyni z Nas tych wspaniałych rodziców? Może jedynie to wyjście na pozycje zero? ....
W życiu dorosłym dość często wraca się do lat dzieciństwa..tego jak to zwią okresu swobody, zabawy, braku ograniczeń, braku obowiązków, miłości...no właśnie w zyciu tym dorosłych tęsknimy za tym, ale czy każdy? Czy każdy miał szczęśliwy dom? Mamę oazę spokoju, a ojca który nauczył Nas podstawowych kwestii które przydadzą Nam się w życiu dorosłym?
Zacznę od swojego dzieciństwa gdyż uważam że przynajmniej w 90% to w jakim domu się wychowywałam i jaki miałam obraz matki i ojca miało ogromny wpływ na moje dorosłe życie. Na związki na rodzicielstwo i na samą mnie.
Jaki obraz najwyrażniej przedstawia mi się z okresu lat dziecięcych? Proste...ojciec z pilotem w dłoni na fotelu z wytartym bokiem od trzmania ręki na nim, popijający piwo i ograniczający się jedynie do tych zadań w domu ( do pracy jeszcze wrócimy) no i matka, która większość czasu spędzała w kuchni, w sumie od rana do wieczora plus sprzątanie i zajmowanie się dziećmi a była Nas 3-ka.
Sflustrowana życiem kobieta która oprócz dzieci miała jeszcze jedną osobę do oporządzenia, męża. Przynieś, wynieść, pozamiatać a i za to nie była szanowana. Wielokrotnie na pytanie " Mamo czy ojciec taki był od